Ten film ma dwie wspaniałe sceny. Pierwsza to scena masakry w wiosce. Trzeba być osobą bez serca, żeby obrazy pokazane na ekranie nie poruszyły. Prawdziwy koszmar z precyzją zawodowcy ukazane na wielkim ekranie. Druga to końcowa walna bitwa. Niezwykle realistyczna, chwytająca za serce i przejmująca (mimo nadmiernej jak na moją tolerancję ilość patosu).
Całość filmu okraszona jest świetną muzyką łączącą ducha Afryki ze współczesnym światem zachodnim.
To tyle jeśli chodzi o plusy. Minusów jest znacznie więcej. Belluci z idealnym makijażem pod sztucznym brudem biegająca niemalże z biustem na wierzchu jest wręcz groteskowa. Te wszystkie sceny koleżeńskie przyprawiają o mdłości. Ponieważ historia wydawała się za mało dramatyczna, wprowadzony jest dodatkowy akcent dramatyczny zupełnie bez sensu.
Chciałbym móc powiedzieć coś więcej dorego o tym filmie - ze względu na dwie sceny, o których wcześniej pisałem. Niestety jest to prawie niemożliwe. A szkoda, wielka szkoda, bowiem film jest niezwykle aktualny, momentami bardzo wstrząsający i fakt, że to wszystko rozmywa się w amerykańskim patasie jest niezwykle frustrujące.